Parafia pw. św. Andrzeja Boboli w Gdyni

Parafia pw. św. Andrzeja Boboli w Gdyni

Kazanie pasyjne, Niedziela Palmowa 2020 r.

wielki-post-small„Wielbi dusza moja Pana …Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia…”.

Umiłowani w Chrystusie Panu, bracia i siostry.
Dziwne słowa… Służebnica, o której będą pamiętały wszystkie pokolenia, co więcej, które będą Ją błogosławiły, czyli inaczej chwaliły, dobrze o Niej mówiły. Czy nie powinno chwalić się królów, takich jak chociażby jak Herod, a może rządzących, jak np. Piłat, czy wreszcie przywódców duchowych, jak Kajfasz? Tych już poznaliśmy na naszych poprzednich spotkaniach. Można wymieniać i współczesnych: prezydentów, premierów, arcybiskupów. Ciekawe czy nasi wnukowie będą chwalili ich i im podobnych za kilkadziesiąt lat, tych, którym się wydaje, że są niezastąpieni i niezbędni światu, w którym żyjemy. A Tę Kobietę chwalono, chwalą i będą chwalić.

Zapraszam Was, byśmy pochylili się wspólnie nad osobą Maryi. Jej imię Miriam w języku hebrajskim oznacza pani. Ciekawe tłumaczenie tego imienia podaje św. Hieronim, żyjący na przełomie IV i V w., znany przede wszystkim jako popularyzator Biblii w języku łacińskim – tzw. wulgaty. Wskazuje, że ma ono egipskie korzenie i znaczy tyle, co: napawająca radością, przyczyna naszej radości. Chciałbym, byśmy zwrócili uwagę na nią, jako na wzór chrześcijańskiego życia. Nie możemy jej traktować jako wzoru z odległej epoki. Ona ma być dla nas kimś bliskim, tak jak matka, której – czepiając się jej spódnicy – dziecko nie opuszcza na krok. Znamy słowa testamentu ze wzgórza kalwaryjskiego, a wypowiedziane przez Jezusa z wysokości krzyża najpierw do Maryi, a potem do św. Jana, najmłodszego spośród apostołów, jedynego, który nie uciekł: «Niewiasto, oto syn Twój». (…) «Oto Matka twoja». Słyszymy w ewangelii krótkie stwierdzenie: „I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie”.

Wziąć Maryję do siebie – do swego serca. Zastanawiam się, czy my przypadkiem nie boimy się takiej decyzji? Dlaczego? Dlatego, że gdy Ją zaprosimy do własnego życia, to wtedy trudno będzie żyć tak, jak do tej pory. Kiedy ktoś szanowany jest w naszym domu, niedorzecznością byłoby nieprzyzwoite zachowanie. Maryja jako wzór. Czy warto Ją naśladować, skoro możemy od razu przyjąć, że będzie to wzór niedościgniony? Odpowiedź brzmi: tak. Jeżeli w życiu będziemy sobie wysoko stawiali poprzeczkę, to nawet gdy będziemy ją w stanie pokonać od czasu do czasu, to i tak nasze skoki będą wysokie. Poprzeczka nisko ustawiona będzie zachętą do lenistwa, żeby nie użyć nieco staroświeckiego, ale dobrze tu pasującego słowa – gnuśności.

Wysokie stawianie poprzeczki nie jest „chlebem powszednim” dla wielu spośród nas. Kiedy kupuje się różne urządzenia, które przyłącza się do komputera, to jedną z pierwszych rzeczy, którą powinien uczynić kupujący, jest sprawdzenie w opisie urządzenia tzw. wymagań minimalnych, a więc tego, czy komputer, który się posiada, jest na tyle szybki, że będzie w stanie obsłużyć nowe urządzenie. Mam wrażenie, że w życiu duchowym posługujemy się tego typu myśleniem: wymagania minimalne. Zrobię to, co muszę i nic więcej. To dotyczy nie tylko życia duchowego, ale praktycznie wszystkich dziedzin życia: praca, dom, relacje z krewnymi, przyjaciółmi, znajomymi.

Niedługo Wielkanoc. Czas pisania życzeń i wysyłania ich: pocztą tradycyjną, pocztą elektroniczną, telefonicznie, SMS-ami. Czy jestem w stanie zdobyć się a coś więcej niż tylko przesyłanie pustych słów, nawet jeśli są pięknie sformułowane? Nie trzeba pisać nie wiadomo jak wiele. Ważne, żeby to płynęło z serca.

„Pewnego razu znanemu przedsiębiorcy postawiono pytanie o tajemnicę sukcesu. Jego odpowiedź zawierała się w trzech słowach: «I trochę więcej». Otóż bardzo wcześnie w swoim życiu przekonał się o tym, że te właśnie trzy słowa streszczają różnicę pomiędzy przeciętnością a sukcesem. Ludzie sukcesu robią to, czego się od nich oczekuje – i trochę więcej. Tę samą zasadę głosił Jezus w Kazaniu na górze. Mówił: «Nie poprzestawajcie na bezdusznym wypełnianiu obowiązków. Posuńcie się o krok dalej»” (B. Cavanaugh, Sto opowiadań o nadziei i odwadze, Warszawa 2002, s. 95).

Maryja jest przykładem robienia „i trochę więcej”. Jest gotowa pomagać. Nie cierpi na chorobę, na jaką wielu współcześnie zapada – na obojętność. Możemy wspomnieć tu dwa wydarzenia. O pierwszym relacjonuje ewangelista Łukasz, o drugim Jan: „…Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w pokoleniu Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Maryja pozostała u Elżbiety około trzech miesięcy; potem wróciła do domu”. Ponieważ Maryja dowiedziała się, że Elżbieta spodziewa się dziecka, udaje się do swej niej, aby jej pomóc. Młoda dziewczyna i podstarzała kobieta.

U Jana, w drugim rozdziale, znajduje się relacja z wesela, które miało miejsce w Kanie Galilejskiej. Pojawił się problem – powoli zaczęło brakować wina. Tak było wtedy, tak jest i teraz – na weselu nie może zabraknąć jadła i napitków. Nie może i już. Maryja dostrzegła kłopot, który mógł przerodzić się w skandal, na pewno zaś w niemiłą sytuację. Radosny start w życie małżeńskie i rodzinne naznaczony zostałby skazą w postaci przyjęcia, które byłoby wszystkim innym, lecz nie weselem. „Nie mają już wina”. – tymi słowami zwraca się do Jezusa, a następnie do sług mówi: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Wezwanie do sług Kościół odczytywał na przestrzeni wieków w szerszym sensie, a mianowicie jako apel do każdego chrześcijanina, aby w życiu osobistym kierował się nauką Jezusową, a więc Ewangelią.

„Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”, to także wezwanie skierowane do mnie. Może warto przy okazji rachunku sumienia zadać pytanie – czy postępuję według Ewangelii? Nie pytajcie się o zamiary, lecz o konkrety. Mówi się, że dobrymi zamiarami piekło jest brukowane. Piotr, z którym spotkaliśmy się tydzień temu, też miał dobre zamiary. Nawet był gotowy iść na śmierć z Jezusem. A kiedy była okazja do zweryfikowania tych zapewnień, to okazało się, że oprócz kobiet i młodego Jana, przy umierającym Jezusie nie było nikogo innego.

Mentalność „i trochę więcej” pozwoli nam odkryć coś wspaniałego. By być szczęśliwym, by robić coś ważnego, nie potrzeba żadnych cudowności. Nie potrzeba być na „życiowym podium”, ciągle na pierwszym miejscu. Na takim szczycie jest mało miejsca. Trudno tam wejść, a potem trzeba się bronić, żeby nas nie zrzucono na dół. Traumatycznym okazuje się doświadczenie, że zawsze znajduje się ktoś, kto jest od nas piękniejszy, mądrzejszy, bardziej przebojowy, bogatszy itd. Dlatego nie jest przesadą stwierdzenie, że opłaca się zająć pozycję nielubianą – drugie miejsce. Niby wysoko, ale nie na szczycie. Jest to pozycja bardzo korzystna. Człowiek jest wysoko, blisko głównego nurtu spraw, a jednocześnie ma komfort, że nie musi się ciągle bić z innymi o utrzymanie pozycji lidera.

„Nieżyjącego już wybitnego dyrygenta amerykańskiego Leonarda Bernsteina (1918-1990) zapytano kiedyś, na którym z instrumentów w orkiestrze najtrudniej jest grać. Mistrz dał zaskakującą odpowiedź. «Najtrudniejsze są drugie skrzypce. Pierwszych skrzypków nie brakuje. Ale znaleźć kogoś, kto zagra partię drugich skrzypiec z entuzjazmem – to nie takie proste. A przecież, jeśli nie będzie komu jej zagrać, nie osiągnie się harmonii»” (B. Cavanaugh, Sto opowiadań o radości życia, Warszawa 2006, s. 87).

Zagrać drugie skrzypce. Myślę, że stwierdzenie, iż Maryja była mistrzynią drugich skrzypiec, jest uzasadnione. Była blisko, bardzo blisko, ale jednocześnie nieco z tyłu. Nigdy nie przysłaniała Syna, a jednocześnie dane Jej było uczestniczyć w najważniejszych wydarzeniach związanych z jego osobą. Miała możliwość rozważania, refleksji nad przeżywanymi wydarzeniami. Znane nam jest ewangeliczne wydarzenie związane z poszukiwaniem dwunastoletniego Jezusa w jerozolimskiej świątyni. Kończy się ono stwierdzeniem: „A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu”.

Bracia i siostry. Kończymy dzisiejsze rozważanie. Życzę Wam, byście w osobistym życiu byli mądrzy. Strzeżcie się grzechu bezmyślności i naiwności. Znajdujcie czas, aby przemyśleć ważne sprawy. Bądźcie ludźmi czynu, a nie pustych deklaracji. Niech Wasze czyny będą zgodne z nauką Ewangelii. Nie dlatego, że traktujecie to jako obowiązek, lecz dlatego, że sami tego chcecie. Nie traćcie nadziei. To, co się nie udało dzisiaj, może uda się jutro, za tydzień, a może… nieco później.

Weszliśmy dziś w finał Wielkiego Postu – Wielki Tydzień. Podczas trzech ostatnich dni – w czasie tzw. Triduum Paschalnego – będzie okazja do modlitwy przed Najświętszym Sakramentem. Skorzystajcie z niej po to, by podziękować Bogu, za Jego miłość do was i waszych bliskich. Wasza wdzięczność niech znajdzie wyraz w lepszym życiu. Bez zmiany na lepsze kolejny Wielki Post, tym razem Roku Pańskiego 2020, przejdzie do historii, jako zmarnowany czas, który już nie wróci.

Serdecznie dziękuję księdzu proboszczowi Sławomirowi Decowskiemu, za zaproszenie. Traktuję je jako wyróżnienie, a jednocześnie jako zadanie, z którego – mam nadzieję – dobrze się wywiązałem. Amen.

Autor: ks. Adam Romejko

Wszystkie kazania pasyjne
I Niedziela Wielkiego Postu (01.03.2020 r.) – PRZEJDŹ
II Niedziela Wielkiego Postu (08.03.2020 r.) – PRZEJDŹ
III Niedziela Wielkiego Postu (15.03.2020 r.) – PRZEJDŹ
IV Niedziela Wielkiego Postu (22.03.2020 r.) – PRZEJDŹ
V Niedziela Wielkiego Postu (29.03.2020 r.) – PRZEJDŹ
Niedziela Palmowa (05.04.2020 r.) – PRZEJDŹ